To był problem thermage - prąd działał nie tylko w obrębie skóry ale także głębiej niszczył tkankę tłuszczową - takim ryzykiem obciążone są wszelkie urządzenia monopolarne TVN UWAGA! 350054. Los samotnej, schorowanej pani Zofii poruszył widzów Uwagi!, którzy hojnie wsparli kobietę. Do działania zmobilizowali się także urzędnicy, którzy wcześniej nie kwapili się z pomocą. – Jestem szczęśliwa, niebo się dla mnie otworzyło – mówi wzruszona 80-latka. Pani Zofia żyje samotnie w małym domku, bez Gdyby prąd był tańszy ,a ludzie zarabiali na tyle aby godnie żyć to nikt by nie kradł prądu.A nikt rozsądny nie będzie się podpinał pod sąsiada,bo nie jest to takie proste. Ula musiała spać u pani Cydzikowej, ponieważ u niej w domu spał ranny Zenek Ja to miałam w zeszłym roku, ale z tego co pamiętam to ojciec Uli był lekarzem i postanowił zaopiekować się rannym Zenkiem razem z Ulą, przez co dziewczynka musiała spać u gospodyni, ponieważ u jej ojca w domu już nie było miejsca. “@moskwa_anna @pisorgpl @MKiS_GOV_PL Ok. Pani Minister @moskwa_anna za Tuska @donaldtusk było mało #PV ale prąd był tani. Za waszych rządów jest dużo #PV ale prąd jest najdroższy w Europie. Zatem gdzie jest ten sukces ? Jak wyglądają marże tłustych energetycznych kotów z PiS ? 7000% ? Gdzie…” Pani Twardowska – interpretacja utworu. Utwór oparty jest na legendzie o panu Twardowskim, który zawarł pakt z diabłem i sprzedał swoją duszę za nieśmiertelność. Był to polski szlachcic i czarnoksiężnik, który stał się bohaterem wielu baśni, legend i opowieści. Jego historia stała się kanwą dla ballady napisanej przez 31-letni Piotr M. w lipcu ubiegłego roku jechał pijany, pod prąd, drogą S7 w Tokarni (świętokrzyskie). Doprowadził do czołowego zderzenia. Zginął 35-letni mężczyzna. Teraz w kieleckim kcSu. Tragiczne zakończenie dzisiejszego odcinka "Nasz nowy dom". Niestety pani Irena zmarła kilka tygodni po remoncie domu. Tragicznie zakończył się dzisiejszy odcinek programu "Nasz nowy dom". Niestety kilka tygodni po zakończeniu remontu bohaterka odcinka, pani Irena, zmarła. Kobieta całe swoje życie poświęciła innym - była lekarzem. Ten odcinek był naprawdę niezwykle wzruszający. Uczestniczka programu "Nasz nowy dom" zmarła kilka tygodni po remoncie jej domu Pani Irena i jej rodzina byli bohaterami czwartkowego odcinka programu "Nasz nowy dom". W dzielnicy Koło, w małym mieszkaniu na pierwszym piętrze, pani Irena mieszkała wraz córką Anną oraz dwojgiem wnucząt. Pani Irena była lekarzem, całe życie ciężko pracowała i poświęcała się dla innych. Kobieta wkładała całe serce i energię w pomoc potrzebującym, ale przy tym kompletnie zaniedbała samą siebie. Niestety ciężka praca negatywnie odbiła się na jej zdrowiu. Pani Irena była po dwóch udarach i zawale serca. Potrzebowała pomocy we wszystkich czynnościach, niestety również nie chodziła. Zobacz także: Chorobę wykrył u niej lekarz podczas wywiadu, rok temu Katarzyna Dowbor przeszła poważną operację, jak się dziś czuje? Panią Ireną troskliwie opiekowała się jej córka Anna, która samotnie wychowuje ośmioletnią Maję i półtorarocznego Franka. Pani Anna musiała utrzymywać całą rodzinę, opiekować się chorą mamą i dwójką dzieci. Zostałam kapitanem na tym statku i w związku z tym muszę mierzyć się z tą rzeczywistością i zachowywać spokój. Mimo, że statek tonie, nie wolno siać paniki […] Chciałabym, żeby mieszkanie było bardziej funkcjonalne dla mamy, żeby mogła troszeczkę więcej uczestniczyć w życiu rodzinnym - mówiła pani Anna w programie. Mieszkanie na warszawskiej Woli było kompletnie nieprzystosowane do potrzeb rodziny, a przede wszystkim do potrzeb pani Ireny. Jego stan zagrażał bezpieczeństwu całej czwórki. Z pomocą przybyła ekipa programu "Nasz nowy dom" - projekt wnętrza wykonał Maciek Pertkiewicz, a remontu dokonał niezawodny Artur Witkowski i jego pracownicy. Mieszkanie zostało zupełnie odmienione i przede wszystkim zostało przystosowane do potrzeb pani Ireny. Dla kobiety, jej córki i wnuków było to spełnienie najskrytszych marzeń! Niestety, pani Irena kilka tygodni później zmarła. Rodzinie i najbliższym składamy najszczersze kondolencje. Pani Irena przez całe życie ciężko pracowała i poświęcała się dla innych. Była wspaniałą osobą o wielkim sercu Mat. promocyjne 18+ Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach © 2007-2022. Portal nie ponosi odpowiedzialności za treść materiałów i komentarzy zamieszczonych przez użytkowników jest przeznaczony wyłącznie dla użytkowników pełnoletnich. Musisz mieć ukończone 18 lat aby korzystać z • FAQ • Kontakt • Reklama • Polityka prywatności • Polityka plików cookies Fakturka za prąd wyniosła 1300 złotych, a na życie mamy 1100 złotych - mówi pani Helena, która mieszka z dziećmi w dwupokojowym mieszkaniu w kamienicy na Wzgórzu Wolności. - I mam serdecznie dosyć tego mieszkania - przyznaje kobieta. - Od dwóch lat walczę z Administracją Domów Miejskich, do której należy nasz budynek. I z Eneą. Bez jej o to, żeby dać odpowiedź na pytanie: dlaczego takie wysokie rachunki dostaje za prąd. - 200 złotych, rozumiem, 300 złotych też, ale ja mam nawet po 1300 złotych do zapłaty za energię za dwa miesiące - mówi kobieta i pokazuje kolejne interweniowała u wiceprezydent Grażyny Ciemniak, u prezesa ADM, Cezarego Domachowskiego i u szefostwa Enei. - Wszędzie słyszę, że faktycznie, wysokie te rachunki otrzymuję, ale nic się z tym nie da No jak mogę zużyć przez dwa miesiące prądu za ponad tysiąc złotych, skoro nie mamy ogrzewania na prąd? Lampy, radio czy pralka przecież tyle energii nie pochłaniają - zaznacza pani i instalację w jej mieszkaniu różni fachowcy, z ADM i Enei, sprawdzali. - Mieli trzy teorie: ktoś się nielegalnie podpina pod nasz licznik, instalacja jest wadliwa albo licznik zepsuty - kontynuuje nasza rozmówczyni. Przeczytaj także: Z powodu przestarzałej sieci, coraz więcej płacimy za prądOna sama twierdzi, że najbardziej prawdopodobna jest pierwsza wersja (nawet wie, kto to by był), ale za rękę nikogo nie złapała. Mieszkanka płaciła rachunki, ale w wysokości, jakie uważała za prawidłowe. - Gdy na przykład dostawałam 800 złotych, i tak płaciłam po około 200, bo za tyle mniej więcej zużyliśmy prądu- tłumaczy bydgoszczanka. I tak robiła co dwa Enei powstało zadłużenie, bo energetyka brała pod uwagę stawki widniejące na fakturach. - Teraz chce, żebym zapłaciła 2300 złotych zaległości - mówi pani Helena. - Zmieniliśmy liczniki na tzw. przedpłatowe. Miesięcznie płacę za prąd około 120 złotych. Magdalena Marszałek, rzecznik ADM: - Najemczyni w 2012 roku zwróciła się z prośbą o przeniesienie licznika energetycznego obok swojego mieszkania, sugerując nielegalny pobór prądu. To zostało wówczas wykonane. W marcu tego roku znowu zasygnalizowała problem wysokich opłat za prąd. Kilka razy sprawdzaliśmy stan instalacji elektrycznej w budynku. Nie stwierdziliśmy nieprawidłowości. Problem związany z wysokim rachunkiem powstał z powodu nieprawidłowego odczytu licznika elektrycznego przez pracownika Enei. - Przyjrzymy się ponownie historii rachunków za prąd wystawianych tej pani - zapowiada Lech Drzewiecki, rzecznik bydgoskiego oddziału Enea Operator. Czytaj e-wydanie »Nieruchomości z Twojego regionuPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera Świadoma mama, siostra, obywatelka świata i Positive Life Coach dająca kobiece wsparcie. Dziś gościmy wulkan dobrej energii i kobietę totalną, która w końcu wie, jakie jest jej miejsce na Ziemi. Anitę Nawarkiewicz, mamę dwóch chłopców: 9-letniego Henia i narodzonego 2 miesiące temu Tadzika, możecie kojarzyć jako współzałożycielkę marki Femi Stories, którą tworzyła z siostrą. Ten kawałek to u niej historia o wielkich zmianach, w tym przeformułowaniu więzi z ukochaną i jedyną siostrą. To „rozstanie” było bardzo trudnym, ale rozwojowym i cennym etapem w naszym życiu. Musiałyśmy zrobić krok w tył i spojrzeć na naszą relację z dystansu – mówi Anita. Dziś ich siostrzeńska zażyłość jest nadal silna, ale bardziej świadoma, a praca nad tą więzią doprowadziła ją do samorozwoju i tego, co chce robić w życiu. Smakując codzienność, poświęca się macierzyństwie i pracy rozwojowej z kobietami. Chyba sami widzicie, że Anita wprost musiała zostać bohaterką kolejnego odcinka cyklu Coodotwórczynie, który tworzymy z marką Coodo i który poświęcamy siostrzeństwu! Na pierwszy rzut oka ty i twoja starsza siostra Kamila wyglądacie jak totalne przeciwieństwa. Jaka jest wasza więź? Jak się wspieracie? Ach, ta nasza więź to od zawsze temat rzeka… Jako małe dziewczynki straciłyśmy mamę, co spowodowało, że nasza relacja była bardzo silna. Nie potrafiłyśmy funkcjonować bez siebie jako dzieci, a potem jako dorosłe kobiety. Chodziłyśmy do tych samych szkół, poszłyśmy na ten sam kierunek studiów (byłyśmy nawet w tej samej grupie), uprawiałyśmy te same sporty, miałyśmy to samo grono przyjaciół, a potem otworzyłyśmy wspólny biznes. Nawet nasze dzieci wychowywałyśmy wspólnie. Nie było w naszej relacji autonomii – wszytko robiłyśmy razem. Trwało to 35 lat, gdy nagle poczułam, że się „duszę”, że nie mam swojej przestrzeni i że wcale nie lubię tego samego, co Kama, że mam zupełnie inne potrzeby. Zaczęłam rozumieć i dostrzegać siebie. Musiałam na chwilę się od Kamy odłączyć, po prostu dowiedzieć się, gdzie JA się zaczynam, a gdzie kończę. Wtedy nastąpił przełom w naszej relacji. Każda z nas zaczęła tworzyć swój świat niezależnie od drugiej. Mamy swoje rodziny, mieszkamy w dwóch różnych miastach, jednak nasza silna więź została. Teraz ta relacja jest zdrowa, dojrzalsza i – mam wrażenie, że mocniejsza, ale nie ma u nas już współzależności. To „rozstanie” było bardzo trudnym, ale rozwojowym i cennym etapem w naszym życiu. Musiałyśmy zrobić krok w tył i spojrzeć na naszą relację z dystansu. Wspaniałe kobiety i dobry vibe nadal ci towarzyszy – zawodowo zajmujesz się czymś, co już samą nazwą budzi piękne skojarzenia. Na czym polega bycie Positive Life Coach? Wyobraź sobie, że jest mi to tak bliskie, że aż przechodzą mi ciarki na samą myśl o odpowiadaniu na to pytanie (śmiech). Od kilku dobrych lat skupiam się ma samorozwoju. Oczywiście życiowy kryzys był tego napędem. Nieudane związki, nierozumienie siebie i własnych potrzeb – byłam nieszczęśliwa. Miałam wszytko, a jednak brakowało mi poczucia szczęścia. Rozłąka z Kamą i z tatą mojego starszego synka uruchomiła we mnie potrzebę rozwoju. Przeszłam terapię – rozłożyłam się na części pierwsze, a następnie budowałam na nowo, z dużą uważnością i świadomością. Gdy już posprzątałam przeszłość, zaczęłam skupiać się na przyszłości. Przeszłam cudowny, rozwojowy coaching z niezwykle mądrą kobietą i wtedy zobaczyłam, jakie niesamowite zmiany zaszły w moim życiu. Dzięki temu zrozumiałam też, co chcę robić! Chcę na postawie swoich doświadczeń i mojej przemiany wspierać kobiety. Wiem, jak bardzo ciężko jest podjąć się zmiany, wiem, jak wielką siłę mają lęki i jak bardzo nas hamują w życiu. A Positive Life Coach polega na tym, że pracując z kobietami, pomagam im skupić się na pozytywnych i mocnych stronach swojego życia, przesuwamy strach i lęk na drugi plan. Skupiamy uwagę na tym, co je pcha do przodu, szukamy nowych lepszych rozwiązań. Uświadamiam moim klientkom, że to one kreują własne życie. To, jakie myśli wybieramy, ma ogromne znaczenie. Najpierw myślimy – pozytywnie lub negatywnie, następnie za myślami idą emocje i dodajemy temu mocy, a kolejnym krokiem jest kreacja i realizacja tego, o czym myśleliśmy. To jest bardzo prosty mechanizm – siła przyciągania – i to od nas samych zależy, w którą stronę będziemy się posuwać w życiu. Uczę swoje klientki słuchać intuicji, a nie lęków. Przecież nasza intuicja jest najlepszym drogowskazem w życiu. Przeżyłam to wszytko na własnej skórze, zaczęłam się też kształcić w kierunku coachingu i zdobywać doświadczenie. Połączyłam to wszytko w całość i nazwałam Positive Life Coaching. Jest to piękna, pozytywna droga rozwoju. Kosztowało mnie to wiele pracy i wysiłku, ale opłacało się – mam wspaniałego partnera, z którym tworzymy naszą patchworkową rodzinę, znalazłam swoją nową drogę zawodową, odpuściłam to, co mi nie służyło, przestałam kurczowo się trzymać przeszłości. Cieszę się każdym nowym dniem i nie mam oczekiwań – po prostu żyję i czerpię z tego radość. „Przeszłam terapię – rozłożyłam się na części pierwsze, a następnie budowałam na nowo, z dużą uważnością i świadomością. Gdy już posprzątałam przeszłość, zaczęłam skupiać się na przyszłości”. Co cenisz w pracy z kobietami? A może są też trudności w takich siostrzeńskich relacjach? Każda kobieta to nowe doświadczenie i kolejna lekcja dla mnie. Uwielbiam te nasze sesje, bo mój coaching działa w dwie strony. Rozwija nie tylko moje klientki, ale również mnie. Najwiecej kobiet zaczyna pracę nad sobą około czterdziestki – następuje u nas wielka potrzeba zmiany. Mamy jakiś skok rozwojowy (śmiech). Uwielbiam patrzeć, jak bardzo kobiety ewoluują i jak po każdym kryzysiku robią kolejny krok, jak mocno się trzymają starych schematów i lęków, następnie zaczynają dopuszczać do siebie swoją intuicję i zaczynają dziać się cuda w ich życiu. Wspaniale jest im towarzyszyć w tych przemianach. Bardzo często napotykam trudności w relacjach kobiet z ich mamami, znacznie rzadziej z siostrami. Mój kryzys z siostrą był też pewnie dlatego, że nie miałyśmy mamy. Gdy stajemy się dojrzałe, bardzo często uświadamiamy sobie, że wcale nie chcemy żyć tak, jak nam narzucono – że te ramy, w których zawsze żyłyśmy, nam nie służą, że chcemy mieć własną drogę – i właśnie wtedy zaczyna się początek naszej własnej podróży. Odpuszczamy stare przekonania i dopuszczamy do siebie nowe. Zaczynamy żyć według własnych reguł. Kiedy słyszysz „siostrzeństwo” – co przychodzi ci na myśl jako pierwsze? Więź – bardzo mocna, taka na całe życie. Moje siostrzeństwo takie właśnie jest. Jest to też wzajemny rozwój. W naszym siostrzeństwie dużo się od siebie uczymy. Kama jest moim wzorem do naśladowania w temacie wychowywania dzieciaków – podglądam, jak wspaniale buduje poczucie własnej wartości u swoich chłopców i dodaje im odwagi na każdym kroku. Ma niesamowitą postawę życiową, nigdy się nie poddaje i wspaniale przekuwa swoje kryzysiki w sukcesy. Ja z kolei przekazuję Kamie dużo mojej wiedzy i doświadczeń. Fajnie się uzupełniamy, mimo tego, że już nie widujemy się codziennie jak kiedyś, nie dzwonimy do siebie 10 razy dziennie – nasza relacja jest dojrzalsza i bardzo wartościowa. Siostrzeństwo to też dla mnie wspieranie się kobiet – miałam niedawno takie wspaniałe doświadczenie. Dotyczyło mojej sytuacji w mojej firmie, którą tworzyłam z Kamą przez 20 lat. Upubliczniłam w mediach to, jak zostałam potraktowana przez wspólnika, a mianowicie że zostałam usunięta z firmy, gdy byłam w 4 miesiącu ciąży, i miałam problemy z uzyskaniem swoich pieniędzy. Gdy tylko napisałam o tym w mediach społecznościowych, wstawiło się za mną tysiące kobiet. Zaczęły pisać o swoich podobnych doświadczeniach i dodawały mi wsparcia. Poczułam wtedy, że ta MOC KOBIET i wzajemne wsparcie to jest niesamowita siła! To jest właśnie to siostrzeństwo. Masz na domowym pokładzie dwóch synków – jak to jest być mamą „po raz drugi”, po 9 latach? Co nowego narodziło się w tobie wraz Tadziem? Jestem mamą 9-letniego Henia i 6-tygodniowego Tadzia. To są zupełnie inne doświadczenia. Henia urodziłam, mając 30 lat. Byłam w innym miejscu w życiu – tworzyłam mój brand odzieżowy Femi Stories. Byłam niespokojna i niecierpliwa – zabierałam Henia do pracy i jako 2-miesięczne niemowlę spał na moim biurku, żebym ja mogła tworzyć. Wieczny pęd powodował, że nie mogłam się delektować tym pierwszym macierzyństwem. Może dlatego Heniek już od małego przejawia żyłkę biznesmena – ciagle kombinuje, gdzie i jak można zarobić, wymyśla swoje małe biznesy i wiecznie ze mną negocjuje (śmiech). A ja go wspieram. Wraz z Tadkiem narodził się u mnie spokój. Przestałam pędzić i uczę się odpuszczać. Jest znacznie lżej być mamą w wieku 39 lat, niż mają 30 lat. W końcu delektuje się moimi synkami. Jestem osobą, która ciagle gdzieś pędzi, uprawiam masę sportów, a teraz okazało się, że bez codziennego treningu też da się żyć i ż nie muszę wstawać o 6 rano na zajęcia, tylko mogę z Tadziem pospać do 9:00 – i jest to przyjemne. Wyzbyłam się poczucia winy, które towarzyszyło mi kiedyś w życiu. Opowiedz o twoim starszym synu – co to za wspaniały chłopak? Henio to wulkan energii. Jest non stop w ruchu. Nie potrafi usiedzieć chwili w jednym miejscu, do tego jest niezwykle inteligentny, jednak cecha, która najbardziej się u niego wybija, to upór – co dla rodzica nie jest proste. Heniek to moje piękne wyzwanie! Te mocne cechy, które posiada, bardzo mu się przydadzą w dorosłym życiu, dlatego zaciskam zęby i je w nim pielęgnuję. W końcu nie dla siebie wychowujemy nasze dzieci. Kocham jego niezależność – Henio to chłopiec, który pewnie świetnie sobie w życiu poradzi. Potrafi mocno zaznaczyć swoje granice, ja stawiania granic uczyłam się dopiero w życiu dorosłym i wiem, jakie to ważne. Bardzo się bałam, jak Henio podejdzie do małego braciszka. Gdy byłam ciąży, starszy syn bardzo się buntował – wtedy pojawiło się u mnie dużo lęków o Henia i wątpliwości, jak to będzie, bo to typowy jedynak, a on podchwycił te moje lęki. Jednak gdy zobaczył pierwszy raz Tadzia, wszytko mi minęło. Odkryłam w moim Heńku niesamowitą empatię dzięki Tadziowi. Co jest największym wyzwaniem w wychowaniu chłopca, a teraz już chłopców? Moim wyzwaniem w wychowywaniu chłopców jest dokładnie to samo, czego uczę moje klientki – że życie się nie przytrafia, życie można kreować. Od nas samych zależy, jak nim pokierujemy. Istotne jest to, na czym skupiamy uwagę – czy na pozytywach, czy negatywach. Jeśli przekierujemy uwagę na rzeczy pozytywne, to życie jest lepsze i lżejsze. Ono nie musi być ciężkie, można czerpać codziennie z niego radość. Każdego dnia wstajesz i masz do wyboru myśli pozytywne i negatywne. Największe znaczenie ma to, czym się „karmisz”. Chcę, żeby chłopcy mieli tę świadomość. Najwiecej nauczę ich własną postawą, wiec staram się żyć bardzo uważnie. Chciałabym im pokazać, że miłość do samego siebie jest najważniejsza, że trzeba żyć w zgodzie ze sobą i czasami – żeby zrobić kolejny krok w życiu – trzeba wyjść ze strefy komfortu. To są moje wyzwania jako mamy. Mam nadzieję, że ich ojcowie nauczą ich fajnej męskiej postawy, bo mają bardzo fajnych mężczyzn wokół siebie. Masz niesamowitą energię, podróżujesz – mam wrażenie, że ciągle jesteś w ruchu, w drodze. Gdzie teraz jest twoje miejsce na Ziemi? A może jest ich kilka? Ciagle jestem w jakieś podróży. Zaszczepili mi to rodzice, bo wiecznie gdzieś podróżowaliśmy. Ma to dobre i złe strony, z czego zdałam sobie sprawę dosyć niedawno. Wiele podróży, które odbyłam, to pewnego rodzaju ucieczki od niezałatwionych spraw, i dopiero, gdy zmierzyłam się ze sprawami, które od dłuższego czasu mnie męczyły, uświadomiłam sobie, że już nie potrzebuję aż tylu wypraw – wolę mieć ich mniej, ale bardziej jakościowych. Oczywiście są miejsca, które są nieodłącznym elementem mojego życia, jak Hel, na którym właśnie jesteśmy całą rodziną. Tadzio miał 3 tygodnie, gdy zmieniliśmy nasz dom na przyczepę kempingową, i spędzimy tu całe lato. Zimą mamy nasze Zakopane, bo bez nart na co dzień nie wyobrażam sobie życia, więc prawie całą zimę spędzamy na Podhalu. Naszym kolejnym już stałym miejscem jest Hiszpania, do której zamierzamy się za kilka lat przeprowadzić na dłużej, będę musiała się tylko zmierzyć z codziennym brakiem nart w zimie – myślę, że zastąpię je surfingiem! Spędziliśmy w Hiszpanii wiele miesięcy w zeszłym roku i już wiemy, że nasz dom będzie tam na dłużej. Mamy możliwość żyć wszędzie i chcę to wykorzystać najlepiej jak mogę. Aktualnie w moim życiu najbardziej cenię dłuższe pobyty w jednym miejscu. Nie chce mi się już wyjeżdżać na tydzień – wtedy nie odpoczywam. Potrzebuję mieć swoje rytuały i rytm, bez nich się męczę, dlatego długie pobyty najbardziej mi służą. Najeździłam i nalatałam się bardzo przez ostanie lata i teraz zaczynam doceniać spokój. W życiu można mieć wszytko, ale nie wszytko naraz. Pięknie dziękuję ci za rozmowę. Wszystkiego dobrego dla ciebie i chłopaków! * Tadzik ma na sobie ubranka z najnowszej kolekcji Coodo „Siostrzeństwo”. Wszystkie ubrania tej marki są szyte w Polsce z certyfikowanej, ekologicznej bawełny. Tadek tuli się z rodzicami w pasiastym rampersie, kopertowym body z krótkim rękawkiem – w paski i w kolorze czekolady, oraz bodziakach z długim rękawem, w trzech odcieniach. Rozmowy z innymi Coodotwórczyniami znajdziecie w naszym cyklu. * Publikacja powstała przy współpracy z marką Coodo Coś dla Ciebie Coś dla Ciebie

był u pani prąd